Czytelnicy świątecznego wydania magazynu „Gala” (nr 23) mogą zajrzeć bardzo mocno za kulisy życia Kliniki Miracki, bo aż do prywatnych ambicji, marzeń i wartości właścicieli: Kariny Dudek-Mirackiej i Krzysztofa Mirackiego.
Wywiad, który ukazał się w magazynie „Gala” 18 grudnia, już dziś prezentujemy Państwu w całości:
„Ona – wizjonerka, marzycielka, skoncentrowana na ludziach i relacjach, jednak z wieloletnim zapleczem biznesowym i twardymi umiejętnościami wyniesionymi z korporacji. On – pragmatyk, twardo stąpający po ziemi, jednak z zamiłowaniem do artyzmu i piękna. Ogień i woda. A jednak – od dwudziestu lat tworzą szczęśliwą rodzinę, a od dziesięciu, odkąd dodatkowo połączyła ich wspólna firma, spędzają ze sobą już niemal całą dobę. Przyjaciele żartują, że do każdej konkluzji dochodzą innymi drogami. Jednak wniosek zawsze wyciągną identyczny. Najciekawsza i najbardziej energiczna para rynku medycyny estetycznej: Karina Dudek-Miracka i Krzysztof Miracki.
Żeby wspólnie przetrwać tyle lat a do tego zbudować sprawnie funkcjonującą firmę, trzeba mieć wspólne priorytety. Co jest dla Was w życiu najważniejsze?
KDM: Wiele rzeczy w życiu jest ważnych. Ważna jest praca, ważna jest rodzina, samorealizacja. Jednak wszystko sprowadza się do ludzi. Bo koniec końców to oni są najważniejsi. To oni tworzą rodzinę, pracę, dają możliwość rozwoju, pozwalają ocenić progres. Niczego nie jestem tak pewna, jak tego, że to w nich drzemie największy potencjał. Dlatego przez całe życie wybierałam do życia miejsca, które pozwalały mi tak naprawdę, w pełni skoncentrować się na ludziach i uwalnianiu ich potencjału. Aż wreszcie, wspólnie stworzyliśmy nasze wymarzone, własne miejsce. Klinikę, która jest wyrazem naszych wszystkich wartości.
KM: Tak, obojgu nam udało się znaleźć to, co dla nas najważniejsze. Przede wszystkim siebie i radość z tego jak wspólnie tworzyć i zarażać innych naszymi wartościami. Skoro od tylu lat robimy to wspólnie i wciąż daje nam to radość, to chyba idziemy dobrą drogą.
Od początku wiedzieliście, że zmierzacie w tym kierunku? Żeby stworzyć klinikę medycyny estetycznej?
KDM: Skądże. To w ogóle nie był cel założony na początku drogi. Przejechaliśmy razem pół świata – w kilkanaście lat od Warszawy przez Pragę, Budapeszt, Bangkok, z powrotem do Warszawy. Naszą ambicją było chłonięcie jak największej liczby doświadczeń, wyekstrahowanie esencji z tej mnogości kultur, spotkań, przyjaźni i rozstań. I na tej bazie zbudowanie swojej unikalnej jakości. Klinika medycyny estetycznej była naturalna konsekwencją. Bo w sumie nie chodzi w niej o jedną zmarszczkę mniej lub więcej – chodzi raczej o ten centymetr wyżej podniesioną głowę, o łyk pewności siebie, które dajemy naszym pacjentom każdym zabiegiem.
KM: Ja, będąc lekarzem z powołania, skłamałbym mówiąc, że nie marzyłem o własnej klinice. A to, że medycyna estetyczna okazała się dziedziną tak ciekawą, dynamicznie się rozwijającą i stanowiącą prawdziwe wyzwanie i pole do popisu dla lekarza – wybór był prosty. Medycyna estetyczna okazała się syntezą moich marzeń: technologia, sztuka, medycyna w jednym.
Jaka jest metoda na sukces – dwudziestu szczęśliwych lat małżeństwa i dziesięciu budowy prężnie rozwijającej się firmy?
KM: Cierpliwość i tolerancja? A poważnie najistotniejsza jest sumienność, zaangażowanie i szacunek. Takie „pedantyczne” podejście do drugiego człowieka i do życia. Uważne słuchanie, otwieranie się na potrzeby, weryfikowanie swoich działań, samodyscyplina, stawianie sobie wyzwań i pilnowanie najwyższych standardów. Taka codzienna skrupulatność owocuje.
KDM: Uparcie twierdzę, że chodzi o focus na innych, dawanie im możliwości pełnej realizacji. To się sprawdza wszędzie i zawsze. W stosunku do pracowników, klientów, męża, żony czy dzieci. Nasza córka Marta jest chyba najlepszym dowodem na to, że wystarczy mądrze podpowiadać i wspierać w rozwoju, a człowiek rozwinie skrzydła i nawet jeśli pójdzie inną drogą, niż my to zaplanowaliśmy to zaskoczy nas w cudowny sposób i olśni ogromem potencjału.
Zapraszamy na zabiegi w naszych klinikach w Warszawie, Katowicach, Łodzi i Krakowie.